Grań Krupówek
Relacja z pierwszego zimowego kobiecego przejścia prawą Granią Krupówek i zdobycie góry Kościuszki (838 m npm) w lekkim (czyt. niedosłownie) stylu alpejskim… – czyli jak na Krupówki przystało: lekkim-niealpejskim.
To niecodzienne wydarzenie miało miejsce w niedzielne dopołudnie dnia 14/02/2016 w Zakopanem. Śmiem nawet twierdzić – że absolutnie nie do powtórzenia! Oto relacja z Dziennika Wyprawy. Grupa alpinistek w składzie Kasia J., Sylwia R., Kasia F. od kilku tygodni przygotowywała się do zdobycia Kościelca zimą. Ponieważ sobotni atak z powodu zbyt dużej pokrywy śnieżnej zakończył się fiaskiem, osiągając jedynie Halę Gąsienicową i maksymalną wysokość 1609 m n.p.m., postanowiłyśmy wykorzystać możliwości wcześniej zdobytej aklimatyzacji i fakt posiadania sprzętu i poszukać godnego uwagi kolejnego celu alpinistycznego. Akcja była co prawda zaplanowana naprędce i w pośpiechu na niedzielne dopołudnie, niemniej uwzględniała wszelkie możliwe okoliczności, jakie mogłyby wydarzyć się w chwili rozpoczęcia wspinaczki.
Geograficznie Grań Krupówek znajduje się między dwiema wyniosłościami Rowu Tatrzańskiego – Antałówką i Lipkami. W całości zbudowana jest z twardego granitu średnioziarnistego. Zatem wspinanie w warunkach letnich należy do bardzo przyjemnych, ze względu na duże usłonecznienie, jednakże należy liczyć się ze sporymi tłumami, ponieważ miejsce jest dość łatwo dostępne z leżącej u podnóża miejscowości Zakopane. Natomiast wspinaczka zimowa należy już do poważniejszych wyczynów, toteż do tej pory nikt nie podjął się tego nieco karkołomnego wyzwania. Sama zaś góra Kościuszki jest nieznacznym wypłaszczeniem w całej grani Krupówek. Podczas wspinaczek letnich to właśnie w tym miejscu zakłada się obóz przejściowy między Dolną a Górną częścią grani. Jest to zatem idealne miejsce na dłuższy odpoczynek, regenerację sił, a także możliwość uzupełnienia zapasów żywnościowych (obok znajduje się małe awaryjne lądowisko dla helikopterów, zwane Reserved i oznaczone odpowiednio literą H).
Do wyboru miałyśmy dwa dość eksponowane, choć niezbyt trudne technicznie warianty. Ostateczną decyzję odkładałyśmy do momentu podejścia pod ścianę na wypłaszczony teren, z którego miał nastąpić atak (wysokość ok. 790 m n.p.m.). Decyzja była uzależniona od oceny aktualnych warunków pogodowych. Już na samym początku musiałyśmy odstąpić od wariantu nieco łatwiejszą – lewą granią, z powodu braku odpowiedniej pokrywy śnieżnej i zbyt dużego oblodzenia. Miała ona wieść obok skalnych wież zwanych lokalnie Rocky Church i dalej krótkim żlebem tuż obok małej groty skalnej zwanej Sabała Cave, wyprowadzającym prosto na górę Kościuszki. Pozostał nam więc wariant prawą granią. Początkowo trasa wiodła żlebem (czyt. rynsztok) tuż obok niewielkiego stawu polodowcowego zwanego Czarnym Stawem oraz krótkim tunelem śnieżnym (miejsce zwane przez lokalnych szerpów Subway) tuż pod czyhającymi po prawej stronie serakami zwanymi w tym miejscu Sinsay. W dalszym, końcowym już odcinku, trasa wiodła dość szerokim, śnieżnym polem kotła polodowcowego, zagrożonym możliwością wywołania lawin schodzących z dużej powierzchni grani zwanej w tym miejscu Sport Corner.
W tym miejscu należało bardzo ostrożnie zmienić kierunek na południowo-wschodni i przejść w miejsce, w którym obrany wariant krzyżuje się z wariantem lewą granią. Stąd do najwyższego punktu góry Kościuszki pozostało już tylko szerokie śnieżne plateau.
Oto przebieg działań grupy wspinaczkowej w składzie: Kasia J. ( kierownik), Sylwia R., Kasia F. Około godziny 10:30, po skompletowaniu i założeniu sprzętu, sklarowaniu liny, rozpoczęłyśmy marsz pod prawą grań. Jednak już na początku spotkałyśmy dwie samotne turystki – Jolantę G. i Monikę P., które jak się okazało, przymierzały się zupełnie lekkomyślnie do zrobienia tej samej drogi, jednakże bez użycia specjalistycznego sprzętu. Po krótkim namyśle, zaproponowałyśmy im dołączenie do naszej grupy szturmowej, użyczyłyśmy zapasowego sprzętu (raki, czekan, kask), założyłyśmy prowizoryczne uprzęże z taśm i przywiązałyśmy do liny między sobą, zgodnie z zasadami sztuki. Wtedy rozpoczęłyśmy zasadniczy atak szczytowy. Przejście pierwszych odcinków nie nastręczyło żadnych problemów. Po drodze ok. godz. 10:50 minęłyśmy dużą grupę wspinaczy, schodzących z wyjścia aklimatyzacyjnego lewą granią (z małym wariantem środkiem kotła) tuż pod Rocky Church. Następnie mając na uwadze dość wysoko operujące już słońce, bardzo ostrożnie minęłyśmy serakowy odcinek Sinsay. Kiedy myślałyśmy, że kluczowy odcinek mamy za sobą, niespodziewanie z lewej strony w oddali pojawił się niedźwiedź! Byłyśmy najpierw zaskoczone tym niecodziennym widokiem, ale niewiele myśląc, przyspieszyłyśmy wspinaczkę i spróbowałyśmy schować się za wystającą opodal niewielką skałę. Podczas tego manewru Sylwia pośliznęła się, pociągając za sobą Monikę. Na szczęście Kasia F., idąca jako ostatnia, bardzo szybko zareagowała, asekurując całą naszą ekipę. Udało się sprawnie opanować sytuację, hamując czekanami. Obsuwa nie była aż tak znaczna, jednak kosztowało nas to sporo energii. Dlatego postanowiłyśmy zaraz za skałą rozstawić mały obóz w celu regeneracji sił i uzupełnienia kalorii.
Po odpoczynku rozpoczęła się wspinaczka w terenie mikstowym, tylko krótkimi fragmentami w zupełnym oblodzeniu. W końcowej fazie teren zrobił się skalny. Warunki pogodowe także przestały sprzyjać. Zaczął wzmagać się coraz bardziej gwałtowny wiatr, co sygnalizowało całkowitą zmianę pogody. Podmuchy wiatru uprzykrzyły nam końcowy fragment podejścia pod górę Kościuszki. Zanim do niego doszłyśmy, miało miejsce jeszcze jedno zdarzenie. Otóż będąc na prowadzeniu, lekko oślepiona przez słońce (podczas pierwszego obsunięcia zgubiłam okulary lodowcowe), potknęłam się i upadłam na czekan, lekko tylko wytrącając z równowagi i bezpiecznej pozycji Monikę. Na szczęście i tym razem kryzys został szybko opanowany i mogłyśmy dokonać śmiałego trawersu na lewą stronę, w celu osiągnięcia podszczytowego plateau.
Do szczytu doszłam lekko wykończona ok. godz. 11:20. Szybko założyłam stanowisko asekuracyjne, wykorzystując duży obły fragment granitowej skały. Udeptałam śnieg i założyłam kilka dodatkowych stanowisk do autoasekuracji, a następnie rozpoczęłam asekurację kolejno dochodzących dziewczyn. Szczęśliwie wszystkim udało się bez większych obrażeń dotrzeć do celu. Tuż przed południem, z użyciem śmigłowca dotarła do nas grupa fotoreporterów, porterów oraz grupa wsparcia technicznego. Po zrobieniu pamiątkowych zdjęć, uściskach i uzupełnieniu płynów pozytywne emocje udzieliły się wszystkim. Ale należało szybko ewakuować się z powodu nadciągających z zachodu chmur. Tak zakończył się pierwszy etap naszej zimowej wyprawy. Niesione sukcesem postanowiłyśmy wrócić za rok i dokończyć wspinanie aż do Górnej części Grani Krupówek. Co prawda, z obserwacji letnich wiemy, że jest to fragment dużo trudniejszy technicznie, grań zwęża się znacznie i nie ma zbyt dużo miejsca na rozstawienie jakichkolwiek obozów przejściowych, zatem należy staranniej i z dużym wyprzedzeniem przygotować się do tego wyczynu, uwzględniając wszystkie mogące wystąpić okoliczności. Ale póki co, cieszymy się z sukcesu.
Pamiętajcie – jak mawiają wujowie – nie ważne jak było, ważne jak się opowie! A zabawa była przednia. 🙂
Kasia Jamróz
Na naszym profilu Facebook możecie obejrzeć film z tego niezwykłego przejścia
You must be logged in to post a comment.